List Jakuba Ćwikły do syna Stanisława, 03.10.1935 r.
List napisany 03.10.1935 r. przez Jakuba Ćwikła do syna Stanisława Ćwikła, będącego wówczas uczniem II klasy VIII Państwowego Gimnazjum Matematyczno – Przyrodniczego im. Augusta Witkowskiego w Krakowie (obecne V LO w Krakowie).
Koperta
P. Stanisław Ćwikła
uczeń II kl. gimn.Kraków
List
wieczór
Błażkówka, dn. 3/10.1935Kochany nasz Stasiu!
Zdziwi Cię zapewne, że dopiero po moim odjeździe a już otrzymujesz list od nas. Otóż nie przestraszaj się tylko czytaj dalej zupełnie spokojnie.
Zajechałem do domu w dobrym stanie i porządku. Na stację nikt po mnie nie wyszedł, bo nie wiedzieli kiedy przyjadę. W domu zastałem wszystko jak zostawiłem z tą różnicą, że wyjechałem we dnie, a przyjechałem w wieczór. Opowiedziawszy w domu wszystko, co u Ciebie słuchać w Krakowie i co robiliśmy tam obydwaj, rozpoczęliśmy szukać po wszystkich szafach, łóżkach, pod łóżkami, strychach i wszelkich zakamarkach za Twoim płaszczykiem do robot. Koniec naszych poszukiwań negatywny. Płaszczyka u nas w domu bezwarunkowo nie ma, a z tego wniosek, że musi być u Ciebie. Jeżeli go i tam nie ma to znów z tego wniosek, że stracono go. Ale to wniosek fałszywy – nikt go nie mógł ukraść, tylko został gdzieś zarzucony. Ja przypuszczam że płaszczyk ten znajduje się w szafie w Twoim pokoju, między płaszczykami harcerskimi córek Pani. Albo gdyby go i tam nie było, to może jest w szafce u Pani przypadkowo zaniesiony. Płaszczyki harcerskie i Twój są podobnego koloru.
Zresztą ja nie wiem gdzie jest, szukaj wszędzie, bo jak mówi Pismo Św. kto szuka ten znajdzie. I Ty na pewno go znajdziesz, przetrząsając wszelkie zakątki i skrytki zwłaszcza gdy w Twoim poszukiwaniu przyjdą Ci wszyscy domownicy z pomocą.
Oto przyczyna, dla której piszę Ci ten list.
W tej chwili dowiedziałem się od Mamy, że to nie nazywa się płaszcz – tylko kitel. Ładna nazwa, a ja o tem nie wiedziałem.
Posyłam Ci 4 karteczki pocztowe. Wspomniałem Ci, że Frania będzie w tę niedzielę w Krakowie – na to jeszcze babka na woje wróżyła i prawdopodobnie nie będzie, bo ta wycieczka ze ze Stronia z którą miała przyjechać pewnie do skutku nie dojdzie. Gdyby Frania mimo to przyjechała, to pójdzie do Ciebie, a Ty ją oprowadzisz po Krakowie. Ale ten przyjazd to bardzo wątpliwy.
Dzisiaj u nas rano był deszcz, a popołudniu słońce świeciło. Mama wieczorem zawsze chodzi na różaniec, ja też będę chodził i Ciebie do tego zachęcamy.
Spodnie Twoje „pompy” już się robią, ale t.zn. że żyd dopiero taka materję lepszą przywiezie na przyszły tydzień. Bądź o spodenki te spokojnym o nich myślimy i Ci w tym miesiącu przywieziemy. Chodź teraz jak ciepło w tych, które masz, a jak zimno to masz do wyboru jeszcze 2 pary długich. Te które Ci wczoraj przywiozłem są ciepłe.
Dzisiaj była u nas Ciocia Zosia, bo miała konferencję nauczycielską w Kalwarji. W wieczór odjechała razem z Marysią i „brudami” Jurcia do Zakrzowa. Lecz Marysia odjechała bez szalika z futrzanego (to był kołnierzyk Cioci Zosi) (właściwie to nie szalik, tylko kołnierzyk futrzany) bo nasz kot gdzieś go zawlókł i nie mogliśmy go znaleźć. Dopiero po ich odjeździe znalazła go mama już też w kuchni, mimo że ja z Franią także go tam szukaliśmy. Coś podobnego będzie i z Twoim kitlem.
Wczoraj p. Maciejczykowa odjechała do Wieliczki, obiecała Was tam w Krakowie odwiedzić.
W Zakrzowie wszystko dobrze.
Aha i posyłam Ci „Morze” i „Polskę na Morzu” jako przyszłemu kontradmirałowi na Bałtyku. Nie miałem czasu dobrze przeczytać „Morza” bo chcę Ci go koniecznie posłać przez p. Drożdża.
Bardzo ładny numer.
W tej chwili wypiłem 2 szklanki słodkiego surowego mleka – senność mnie ogarnia, odkładam pióro i idę do łóżka godz. 945.
Dobranoc Ci Stasiu.
Śpij spokojnie, trzymaj się ciepło a jak będziesz miał „brudy” to się po nie przyjedzie.
Całujemy Cię wszyscy serdecznie
Twój tatuś i Mama i Tadzio.