Mój dziadek, Stanisław Ćwikła, urodził się 24 września 1921 r. w Kalwarii Zebrzydowskiej, jako jedyne dziecko Marii z Leśniaków i Jakuba Ćwikły. Przyszedł na świat w rodzinie inteligenckiej – oboje rodzice byli nauczycielami. Zwłaszcza ze strony rodziny matki nauczycielskie tradycje były bardzo mocne – dziadek i dwie ciotki również pracowały w tym zawodzie. Miał starszego o 13 lat brata, Tadeusza, z pierwszego małżeństwa ojca z nauczycielką Stanisławą z Tarczyńskich. Stasiu został ochrzczony 13 listopada 1921 r., prawdopodobnie w tamtejszym kościele parafialnym. Nie mam informacji o tym, kim byli rodzice chrzestni.
Dzieciństwo
Jak wynika z zachowanych przekazów ustnych, cała rodzina mieszkała wtedy w domu przy skrzyżowaniu obecnej ul. 3 Maja i Kościuszki. Późniejszy dom na Błażkówce został wybudowany znacznie później i oddany do użytkowania dopiero w 1934 r.
Zachowało się zdjęcie małego Stasia z rodziną, mógł mieć wtedy około 2 lat. Na fotografii mały chłopiec z wielką głową i ładnym marynarskim stroju śmiało patrzy w obiektyw aparatu.
Jest też nieco późniejsza fotografia z ojcem Jakubem, prawdopodobnie wykonana w domu. Przedstawia siedzącego na kolanach ojca Stasia, może cztero- albo pięcioletniego. W rękach trzyma dziecięcą książeczkę. W tle widać charakterystyczną makatkę, którą ówcześnie przyczepiano do ściany przy łóżku. Pamiętam takie makatki z wczesnego dzieciństwa z domu w Kalwarii.
Na innym zdjęciu z tej samej chyba serii (są identycznie ubrani) Staś również siedzi na kolanach ojca, tym razem na tle tapety w charakterystyczne wzory i półki dosłownie zawalonej książkami i zeszytami. Kilka lat temu pokolorowałam to zdjęcie.
Edukacja
Zachował się odręcznie napisany przez Stanisława życiorys, z którego możemy odtworzyć przebieg jego edukacji.
Przed wojną nauka w szkole powszechnej rozpoczynała się we wrześniu tego roku, w którym dziecko kończyło 7 lat. Dlatego też Staś poszedł do 7-klasowej szkoły powszechnej w 1928 r. Zapewne była to szkoła w Kalwarii, gdzie mieszkał i gdzie jego ojciec był najpierw nauczycielem, a później kierownikiem. Jak wynika z dalszego przebiegu edukacji, ukończył w niej prawdopodobnie 6 klas, przenosząc się z dalszą nauką do Krakowa, gdzie w tym czasie mieszkał zarówno jego starszy brat, jak i bliski kuzyn, Jurek.
W 1932 r. w czasie, gdy Staś był w szkole powszechnej, weszła w życie reforma systemu oświaty, tzw. reforma jędrzejowiczowska. Uporządkowała ona polski system oświaty i wprowadziła 7-klasową szkołę powszechną oraz 6-klasową szkołę ogólnokształcącą, podzieloną na 4-letnie gimnazjum i 2-letnie liceum. Aby dostać się do gimnazjum, należało mieć ukończone przynajmniej 6 klas szkoły powszechnej III stopnia i zdać egzamin wstępny. W poprzednim systemie, sprzed reformy, można było rozpocząć naukę w gimazjum niższym już po ukończeniu 4 klasy szkoły powszechnej. Stanisław najwyraźniej poszedł tą drogą, ponieważ jak wynika z jego kalendarzyka, w roku szkolnym 1933/34 był już uczniem VIII Gimnazjum im. Augusta Witkowskiego w Krakowie przy ul. Studenckiej (obecne V Liceum Ogólnokształcące w Krakowie) i uczył się w nim aż do czerwca 1938 r., więc co najmniej 4 lata.
Było to gimnazjum „rodzinne” – jego absolwentem był zarówno jego starszy brat Tadeusz Ćwikła, jak i kuzyn Jerzy Koszałek czy dalszy kuzyn Czesław Malota. Ja również kontynuowałam tradycję i uczęszczałam do tej szkoły w latach 1994-1998, a obecnie (rok 2023) uczniem III klasy V LO jest mój syn, Paweł. Wróćmy jednak do czasów przedwojennych. Czesne wynosiło wówczas 110 zł rocznie; można było uzyskać częściowe zwolnienie i zachowanych listów pradziadka Jakuba wiemy, że o takie się starali. Stanisław na początku mieszkał chyba w bursie; w późniejszym okresie przeniósł się do pani Nowickiej, której jedna z licznych córek została w późniejszych czasach żoną kuzyna Jerzego Koszałka. \
W zachowanym kalendarzyku znajdziemy trochę zapisków związanych z uczniowskim życiem, m.in. nazwiska nauczycieli. Wygląda na to, że Staś był dobrym uczniem; dobrze szedł mu język niemiecki. Interesował się piłką nożną, chodził oglądać mecze „przez dziurę w płocie”, chodził do kina. Dzięki kalendarzykowi wiemy również, że 24 maja 1934 r. Stanisław został bierzmowany w Krakowie przez biskupa Rosponda.
W swoim życiorysie Stanisław oświadczył, że VIII Gimnazjum ukończył, ale zastanawiające jest, że nie ma go na liście absolwentów, chociaż jest jeszcze na zdjęciach z IV klasy, wykonanych w czerwcu 1938 r.
Wiemy z opowieści rodzinnych, że naukę na poziomie liceum kontynuował w Nowodworku (obecne I Liceum Ogólnokształcące w Krakowie). Można spekulować, że odpowiadał mu klasyczny profil szkoły; VIII Gimnazjum było wówczas znaną szkołą o profilu matematyczno-przyrodniczym. Na szkolne losy na pewno wpłynęła śmierć ojca 22 stycznia 1937 r. Staś miał wtedy 16 lat. Utrzymanie syna w Krakowie oraz szkolne czesne było kosztowne, jednak matka najwyraźniej była w stanie opłacać dalszą edukację jedynego syna, tym razem w Nowodworku. W tejże placówce ukończył I klasę liceum w roku szkolnym 1938/39.
Naukę przerwał mu wybuch II Wojny Światowej. Eksternistyczny egzamin dojrzałości zdał w Krakowie w lipcu 1945 r. Najprawdopodobniej stało się to w I Liceum, bo tam zapewne zachowały się jego papiery sprzed wojny. Nie ma tego świadectwa dojrzałości w rodzinnych dokumentach. W roku akademickim 1945/46 rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, na Wydziale Prawa. Poszedł tym samym ścieżką swojego starszego brata Tadeusza, który również ukończył ten wydział i pracował wówczas jako adwokat. Kto wie, może wybrał ten kierunek za jego namową? Z tego okresu zachowały się dwie legitymacje studenckie, z lat 1945/46 i 1947/48. 5 lipca 1949 r. Stanisław uzyskał tytuł Magistra Praw. Być może brakujące świadectwo maturalne pozostało na uczelni – musiał je tam złożyć przed studiami i może nie odebrał razem z zachowanym w rodzinnym archiwum dyplomem.
Praca zawodowa
Pierwsze udokumentowane zatrudnienie obejmowało okres II wojny światowej, od 1 czerwca 1940 r. do 31 sierpnia 1944 r. Dziadek był wtedy zatrudniony jako sekretarz w Biurze Adwokackim dr Stanisława Klęczara w Kalwarii Zebrzydowskiej1)dt Stanisław Klęczar był znanym wadowickim adwokatem. W owym czasie posiadał również drugie biuro w Kalwarii Zebrzydowskiej.. Podejrzewamy, że ta praca to była lipa, żeby mieć papiery, potrzebne w warunkach wojennych dla ochrony przed wywiezieniem na roboty do Niemiec. Pewnie załatwił to stryj Tadeusz Ćwikła, który był rzeczywiście zatrudniony w tym biurze.
Od 15.09.1944 do 30.06.1953 Stanisław pracował w Spółdzielni Rolniczo-Handlowej w Kalwarii Zebrzydowskiej (która w 1948 r. została przekształcona w Gminną Spółdzielnię Samopomoc Chłopska, w skrócie GS) na stanowisku starszy referent finansowy, a potem kierownik administracyjno-gospodarczy.
Od 03.03.1951 do 02.06.1951 był aplikantem w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Koszalinie [wg niektórych dokumentów: Wojskowa Prokuratura Rejonowa w Koszalinie]. Przebywał na ćwiczeniach wojskowych z przerwą 23-30.03.1951 r. na święta wielkanocne. W tym czasie intensywnie planował zbliżający się ślub z moją babcią, z jakiegoś powodu ten zamiar został zrealizowany dopiero 1,5 roku później.
Od 1.07.1953 do II połowy lat 60. był zatrudniony w GS Kalwaria Zebrzydowska jako starszy referent finansowy. [Syn Marek: Z pewnością pracował na tym etacie jeszcze w drugiej połowie lat 60-tych. Pamiętam, że sporządzał listy płac dla całego GS na wielkich płachtach, które często pod koniec miesiąca przynosił do domu i liczył zarobki ludzi na tzw. kręciołku.]
W listopadzie 1956 r. otrzymał odmowę wpisu na listę aplikantów Wojewódzkiej Izby Adwokackiej w Krakowie.
Od 1.01.1958 do 31.12.1961 –w GS Kalwaria Zebrzydowskia wykonywał czynności radcy prawnego na umowę-zlecenie. Później podobne zleczenia, od 1.04.1958 do 31.03.1962, realizował w GS Lanckorona. Nie zachowała się informacja o wpisie na listę radców prawnych.
Stanisław trzykrotnie starał się o aplikaturę adwokacką, za każdym razem brakowało mu punktów na egzaminie, aby zmieścić się w limicie nowych etatów, przewidywanych w danym roku. Druga odmowa z Wojewódzkiej Izby Adwokackiej w Krakowie została wystawiona 23.01.1959, a trzecia nosi datę 16.02.1961. Potem zrezygnował – a przynajmniej nie ma więcej dokumentów na ten temat.
W dn. 31.12.1964 został skreślony z listy radców prawnych. Weszły nowe przepisy, żaden zakład w Kalwarii nie miał teraz możliwości oficjalnego zatrudniania radców prawnych i Stanisław stracił możliwość zdawania egzaminu okresowego dla Kalwarii (były ścisłe podziały rejonowe działania radców), a nie chciał się zatrudniać poza miejscem zamieszkania.
W dn. 20-25.10.1969 pomyślnie zdał egzamin na radcę prawnego (nr ewid. KrRP-625). Od 15.09.1970 pracował jako radca prawny, ½ etatu w GS Ryczów i ½ etatu w GS Spytkowice.
Od 1.11.1974 w Stolarskiej Spółdzielni Pracy im. L. Waryńskiego w Kalwarii objął stanowisko radcy prawnego na ½ etatu zamiast dotychczasowych ¼ etatu. W 1976 w GS Ryczów + Spytkowice, GS Kalwaria; SSP pracował jako radca prawny po ½ etatu (nr ewid. KtBRP-120/75). Od 1.10.1982 przeszedł na cały etat w GS Kalwaria (nr ewid. Kt-B-38). Od 1.10.1982 w Kalwaryjskich Zakładach Meblarskich (SSP) był radcą prawnym na ½ etatu. Prawdopodobnie w 1986 przeszedł na emeryturę – w rodzinnym archiwum nie zachowały się dokumenty dotyczące tej zmiany.
Inna działalność
Od 1 lutego 1945 r. był członkiem-założycielem Koła Miejskiego Stronnictwa Demokratycznego w Kalwarii, a później wieloletnim sekretarzem tego Koła.
Tata opowiadał, że w upartyjnionej Spółdzielni chcieli aby koniecznie zapisał się do PPR. Ponieważ nie chciał, na odczepnego zapisał się do SD i dali mu spokój.
Marek Ćwikła
12 grudnia 1945 r. wstąpił do Związku Zawodowego Pracowników Handlu i Spółdzielczości.
Od 1 lipca 1953 r. był członkiem Ligi Przyjaciół Żołnierza.2)Stowarzyszenie, postałe w 1950 r., które w 1962 r. przekształciło się w Ligę Obrony Kraju.
W latach 1965 – 1967 pracował jako ławnik ludowy w Sądzie Powiatowym w Wadowicach.
Życie rodzinne
23 września 1952 Stanisław wziął ślub cywilny z moją babcią, Marią Kotlarczyk, która była jego wieloletnią sympatią i narzeczoną. Spotykali się podobno aż 5 lat a ich znajomość zaczęła się pod kalwaryjską apteką. Ślub kościelny odbył się 18 października 1952 r. Niestety, nie zachowało się żadne zdjęcie z tej uroczystości, nie ma również monidła. Jest tylko sesja zdjęciowa w ogrodzie, która odbyła się jakiś czas po wszystkich uroczystościach. Z zachowanego listu Tadeusza Ćwikła wynika, że nie dotarł on na ślub kościelny.
3 kwietnia 1954 r. w szpitalu w Wadowicach na świat przyszedł mój tato, jedyny syn Stanisława i Marii – Marek. Babcia wspominała, że poród był bardzo trudny, trwał 54 h, co daje ponad 2 doby. Z zachowanych listów wynika, że babcia miała pomysł na poród w domu, całe szczęście że tak się nie stało.
Cała rodzina mieszkała w domu na Błażkówce, razem z moją prababcią, mamą Stanisława, Marią Ćwikłową. Warunki były trudne – w owym czasie mieli do dyspozycji tylko pokój z kuchnią dla 4 osób; w drugiej połowie domu mieszkali sublokatorzy, państwo Dziobowie, którzy wyprowadzili się w latach 60. Dopiero wtedy rodzina zyskała znów do dyspozycji cały dom.
Moje wspomnienia
Dziadzia dobrze pamiętam. W Kalwarii spędzałam część wakacji i ferie zimowe, przyjeżdżałam też z tatą czy z rodzicami w odwiedziny w tygodniu lub w weekendy. Zapamiętałam dziadka jako wysokiego, bardzo szczupłego mężczyznę, zawsze gładko ogolonego i ze szpakowatymi włosami zaczesanymi małym grzebykiem na gładko do tyłu. Grzebyk nosił przy sobie i od czasu do czasu przeczesywał fryzurę. Ubierał się w rodzaj „roboczego garnituru” – zawsze był w ciemnoszarej czy brązowej marynarce i spodniach. Chodził powoli, niespiesznie. Czytał wielkie płachty „Polityki” czy innych gazet przy stole w pokoju, zawsze wtedy w okularach w ciemnej oprawie. Jego codziennym domowym obowiązkiem było skrobanie ziemniaków na obiad; zajmował się również ogrodem.
Mam też kilka migawek z konkretnych scen przed oczami. Na jednej gramy w karty – nie wiem kto, czy dziadzio czy babcia, nauczyli mnie grać w remika i grywaliśmy wieczorami w trójkę przy stole w pokoju. Czasami graliśmy też w państwa-miasta. Inny obrazek to dziadek z nieodłączną tutką z papierosem – palił jak smok i pamiętam jego szklane tutki, całe żółtobrązowe od papierosowego dymu. W szafce – nakastliku trzymał długie papierowe rurki wypełnione tytoniem, które samodzielnie cięło się na papierosy. Kolejna migawka to popołudniowe wyprawy do ogrodu, gdzie urywaliśmy liście z ziemniaków, na których siedziała stonka, a następnie rozgniataliśmy chrząszcze butem. Brrrr! Strasznie się bałam nadepnąć na liść. Pamiętam również, jak wieczorami dziadzio przychodził do pokoju, w którym spałam z babcią, powiedzieć nam „dobranoc”. Jego ulubionym określeniem na pójście spać było „uderzać w kimono„, zawsze śmiał się przy tym i takim go zapamiętałam, jako człowieka z poczuciem humoru. W innym wspomnieniu przedzieramy się zimowym wieczorem przez sięgający mi do pasa śnieg. Idziemy po wodę pitną, którą czerpaliśmy z pobliskiej studni sąsiadów (i równocześnie krewnych), państwa Gajów. Pamiętam metalowe wiadro na łańcuchu, dla miastowego dziecka była to spora atrakcja! Dziadek był pasjonatem fotografii i z dzieciństwa pamiętam, jak robił nam zdjęcia za pomocą śmiesznego aparatu, gdzie patrzyło się przez obiektyw od góry. Potem, po jego śmierci aparat gdzieś zaginął, nie mamy go niestety w rodzinnych pamiątkach, za to ocalały dziesiątki pudełek z tysiącami fotografii zrobionych na przestrzeni kilkudziesięciu lat.
Mam przed oczami wizytę w Kalwarii, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. Pojechałam tam z tatą pociągiem, była zima, wychodziliśmy na powrotny pociąg już po ciemku. W sieni wróciłam się, żeby jeszcze drugi raz uściskać dziadzia. Przesądni mówią, że oznacza to, że więcej się nie zobaczymy – i tak też się stało. Dziadzio zmarł w nocy w sylwestra, 31.12.1989 r. na zawał serca. Miałam wtedy zaledwie 10 lat. Chorował już wcześniej, zapamiętałam odwiedziny w szpitalu, gdzie się leczył. Wiadomość o tym smutnym wydarzeniu zastała nas w Busku Zdroju, gdzie z rodzicami i moją siostrą Marzeną spędzaliśmy sylwestra u przyjaciół rodziny. Pogrzeb odbył się kilka dni później, niewiele z niego pamiętam poza tym, że kondukt szedł z domu, a tragarze niosący trumnę trzykrotnie uderzyli nią o próg. Babcia została sama w ogromnym, pustym domu, ale to już historia na inną opowieść.